W 224. odcinku Podcastu Internetowych Sprzedawców opowiem Ci o siedmiu kłamstwach na temat dużych pieniędzy, które zrozumiesz dopiero wtedy, gdy je zarobisz. To dla mnie pewnego rodzaju rozliczenie z tym, co udało mi się osiągnąć przez lata – spojrzenie na temat z perspektywy kogoś, kto już przekroczył pewien finansowy próg.
Wielu ludzi marzy o dużych pieniądzach. Sam byłem jedną z tych osób, chociaż – co ciekawe – nigdy nie miałem jasno sprecyzowanego celu na jakąś konkretną kwotę. Na przykład kiedy osiągnęliśmy milion przychodu miesięcznie, nie było to coś, co planowaliśmy od początku. Zakładaliśmy stopniowe skalowanie – z 300 tys. na 500 tys., a nie od razu milion. Oczywiście mówimy tu o przychodzie, co też trzeba brać pod uwagę.
Najciekawsze było jednak to, że nie byłem gotowy na zmiany, jakie zaszły w moim sposobie myślenia w momencie zarobienia większych pieniędzy. To był dla mnie pewien eksperyment – doświadczenie, które pokazało mi, jak rzeczywistość potrafi zweryfikować nasze wcześniejsze założenia. Wielu ludzi myśli w ten sposób: Poświęcę się teraz, zarobię dużo pieniędzy, osiągnę cel, a potem już będę żyć szczęśliwie. To kompletna utopia. Niektórzy są gotowi oddać swoje relacje, radość z życia, wolny czas – wszystko, co daje im satysfakcję – tylko po to, by w końcu „przejść tę grę”. Myślą, że po osiągnięciu sukcesu wejdą do krainy wiecznej szczęśliwości i od tego momentu będą już tylko cieszyć się życiem.
Otóż to tak nie działa. Jeśli teraz odkładasz życie na później, Twoje „później” może nigdy nie nadejść. Dlatego lepiej już teraz zadbać o balans, zamiast poświęcać wszystko dla pieniędzy, a potem odkryć, że nie da się nimi kupić szczęścia. To jedna z najważniejszych rzeczy, jaką zrozumiałem po latach – pieniądze są efektem Twojej pracy, a nie celem samym w sobie. Dlatego warto dbać o harmonię – łączyć rozwój finansowy z czerpaniem radości z życia. To nie oznacza, że masz przestać się starać czy pracować mniej, ale chodzi o to, by w skali dnia czy tygodnia znajdować momenty na odpoczynek, rodzinę i drobne przyjemności. Co mam na myśli? Na przykład słuchanie muzyki na słuchawkach i po prostu cieszenie się chwilą albo spędzanie czasu z rodziną bez zaglądania w telefon co pięć minut i myślenia, że „teraz nie zarabiam”. To mała zmiana w myśleniu, ale robi ogromną różnicę.
Jednym z największych mitów jest to, że pieniądze sprawią, że będziesz szczęśliwy. Ludzie mówią: “Lepiej płakać w Bentleyu niż w Maluchu”, ale to nie ma większego sensu. Jeśli masz powód do smutku, to fakt, że siedzisz w luksusowym aucie, niczego nie zmienia. Płacz to płacz – i może być nawet bardziej bolesny, jeśli osiągnąłeś sukces, a mimo to coś w Twoim życiu poszło nie tak. Wtedy zaczynasz się zastanawiać: “Jak to możliwe, że mam wszystko, a nadal czegoś mi brakuje?”. I to uderza jeszcze mocniej, bo zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś w stanie kupić sobie radości, naprawić relacji czy wyleczyć złamanego serca za żadne pieniądze.
Kłamstwo nr 1: Jak zarobię wystarczająco dużo, to będę szczęśliwy
Przez długi czas sam w to wierzyłem. Kiedy wychodziłem z finansowego deficytu, brakowało mi pieniędzy, mojej rodzinie też, i myślałem, że gdy osiągnę pewien próg zarobków, wszystko się zmieni. Wydawało mi się, że wtedy nastąpi spełnienie marzeń i w końcu będę mógł naprawdę cieszyć się życiem.
Każdy ma w głowie taki próg, po którego przekroczeniu wydaje mu się, że nastąpi szczęście. Dla mnie pierwszym celem było 10 tysięcy złotych miesięcznie. To było 15–20 lat temu i wydawało mi się wtedy, że to zapewni mi stabilność. Dążyłem do tego z pełnym zaangażowaniem, ale rzeczywistość była brutalna – 90% rzeczy, które próbowałem, nie wychodziło. Biznes rozwijał się powoli, a moje plany nie przekładały się na szybkie efekty. Przetrwałem, bo to, co robiłem, dawało mi radość. I nawet gdybym nie zarabiał, to i tak bym to robił.
Teraz tworzę aplikacje dla przedsiębiorców, prowadzę webinary, nagrywam szkolenia. Nie ma dla mnie różnicy, czy projektuję nową aplikację, czy – jak kiedyś, gdy miałem 15–16 lat – siedzę w studiu nagraniowym i tworzę muzykę. Kreacja zawsze była dla mnie kluczowa. To, że zacząłem na tym zarabiać, było efektem ubocznym. Długo myślałem, że pieniądze są celem, ale zrozumiałem, że to nieprawda. One mogą dać komfort, spokój, ale nie dadzą szczęścia. To, co daje mi prawdziwą radość, miałem już wcześniej – czas z rodziną, robienie zdjęć, słuchanie dobrej muzyki, czytanie książek, oglądanie zachodu słońca. I nie ma znaczenia, czy robię to w Hiszpanii, czy w Polsce. To, co jest naprawdę wartościowe, jest za darmo.
Wielu ludzi odkłada życie na później, sądząc, że dopiero milion, dwa czy dziesięć milionów na koncie zapewni im szczęście. To iluzja. Możesz być szczęśliwy już teraz – tylko musisz przestać gonić za pustymi pieniędzmi i zacząć dostrzegać to, co już masz. Sam miałem takie pułapki myślowe. Najpierw chciałem odłożyć 7 tysięcy złotych – to dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Potem uznałem, że 50 tysięcy to prawdziwa stabilność. Kiedy miałem 50, powiedziałem sobie, że potrzebuję 100. To się nigdy nie kończy. Jeśli nie usiądziesz i nie policzysz, ile naprawdę potrzebujesz, zawsze będziesz gonił za kolejną kwotą, myśląc, że to ona da Ci spokój.
Pamiętam rozmowę ze znajomym, którego ojciec, dobrze radzący sobie finansowo, kupił 11–12 kawalerek, chcąc zabezpieczyć rodzinę. Całe życie poświęcił pracy i dopiero na emeryturze zaczął nadrabiać stracony czas. Nie ma nic złego w inwestowaniu w nieruchomości, ale jeśli robisz to bezrefleksyjnie, tracąc przy tym życie, to gdzie tu sens? Wystarczy prosty Excel, by policzyć, ile faktycznie potrzebujesz na spokojną przyszłość. Wielu ludzi goni za pieniędzmi, patrząc na Instagramowych milionerów, którzy pokazują wycieczki, drogie auta i życie bez obowiązków. Ale potrzeby 25-latka są inne niż 70-latka. Z wiekiem zmienia się perspektywa, zmieniają się priorytety, a pogoń za kasą, która w młodości wydawała się kluczowa, nagle traci sens.
Największa pułapka? Myślisz, że gdy osiągniesz finansowy sukces, w końcu poczujesz się bezpiecznie. Ale potem zaczynasz się bać, że to wszystko stracisz. I tak naprawdę problem nie leży w ilości pieniędzy – tylko w Twoim podejściu do nich. Jeśli nie nauczysz się radzić sobie ze swoim lękiem, żadna kwota nie da Ci prawdziwego spokoju.
Drugi mit – Zarobię tyle, że nie będę musiał pracować
Drugie kłamstwo, które często się pojawia, to przeświadczenie, że zarobię tyle pieniędzy, że nie będę musiał już pracować. Stworzę sobie dochód pasywny i koniec z pracą. Psychologowie też o tym wspominają, więc to musi być prawda.
Osobiście przeżyłem to na własnej skórze, mieszkając w Hiszpanii. To nie było tak, że celem było przeprowadzenie się do Hiszpanii, zaprzestanie pracowania i bycie szczęśliwym. Wiedziałem, że to utopia. Kiedy już przeprowadziliśmy się do Hiszpanii, siedziałem na plaży i… cholernie się nudziłem. Jeśli nie robię tego, co kocham – czyli tworzenia, kreowania, nagrywania podcastów – to nawet plaża nie daje mi szczęścia. Dla mnie ważne jest, żeby po pracy, po nagraniu podcastu czy zrobieniu webinaru, móc odpocząć na plaży. To daje mi prawdziwą satysfakcję – kontrast między pracą a odpoczynkiem. Ale ciągły odpoczynek bez pracy jest najgorszą możliwą opcją, bo oznacza, że nie masz celu, nie jesteś nikomu potrzebny. To prowadzi do pustki, a pustka to najgorsza kara, jaką możesz sobie zafundować.
Problem pojawia się, gdy niektórzy postanawiają, że całe ich życie polegać będzie na pracy tylko po to, żeby potem odpoczywać. Takie osoby mówią: „Napracuję się, sprzedam firmę, kupię mieszkanie na wyspie i będę już tylko odpoczywać”. I co się dzieje, gdy to osiągną? Mają dwie opcje:
- Przyznają się do tego, że to wcale nie jest takie fajne, że nudzą się i chcą coś robić, być potrzebni, coś tworzyć.
- Udają przed sobą i innymi, że to jest ich wymarzone życie.
Kiedy ktoś spełni swoje marzenie i już nie musi pracować, często musi ukrywać przed sobą prawdę – że to wcale nie daje szczęścia. Ludzie z zewnątrz patrzą i mówią: „Spełniłeś swoje marzenie! Nie musisz pracować, w końcu odpoczywasz!” I wtedy, aby nie przyznać się do rozczarowania, muszą udawać, że są szczęśliwi.
Często także pojawia się przekonanie, że lepiej płakać w Ferrari niż w Maluchu. W momencie, kiedy ktoś rzeczywiście zarobi dużo pieniędzy i kupi luksusowy samochód, ma dwie opcje:
- Przyznać się, że te przedmioty wcale nie dają szczęścia i że prawdziwe wartości są gdzie indziej.
- Grać dalej i udawać, że te przedmioty dają szczęście.
Niektórzy mogą tak głęboko w to wierzyć, że naprawdę uznają przedmioty za źródło szczęścia. Może niektórzy tak mają, ale osobiście trudno mi to sobie wyobrazić. Nie ma jednak takiej ilości pieniędzy, która sprawiłaby, że przestanę pracować, bo w pracy nie chodzi tylko o zarabianie pieniędzy. I to jest podstawowa rzecz, którą trzeba zrozumieć. Niektórzy muszą wydać miliony, żeby to zrozumieć. Tyle w temacie.
Trzeci mit – Zarobię duże pieniądze, przeprowadzę się i będę szczęśliwy
Trzecie kłamstwo to przekonanie, że jak zarobię dużo pieniędzy, to wyprowadzę się na wyspę Dominikanę, Hawaje, do Hiszpanii, i wtedy dopiero będę szczęśliwy. Sam zagrałem w tę grę, przeprowadziłem się, mieszkam trochę tu, trochę w Hiszpanii, a także w Polsce. Po półtora roku mieszkania w Hiszpanii doszedłem do prostego wniosku, który zmienił moją perspektywę.
Nie chodzi o miejsce – ani Hiszpania, ani Polska nie mają tu większego znaczenia. Jeśli dobrze czujesz się ze sobą, masz swoje pasje i umiesz czerpać radość z życia, to niezależnie od miejsca – czy to las w Polsce, czy plaża w Hiszpanii – każda przestrzeń może ci dawać radość. Kiedyś myślałem, że przeprowadzka do Hiszpanii sprawi, że będę szczęśliwszy, ale nauczyłem się, że szczęście nie zależy od pogody ani od tego, gdzie mieszkasz. Możesz mieć piękne widoki, opalać się w styczniu, ale to nie jest esencja życia.
Pamiętam, jak w Calpe spotkałem znajomego, który miał filozoficzne rozkminki na temat przeprowadzki do Hiszpanii. Myślał, że to go spełni. Powiedziałem mu wtedy prostą rzecz: „Gdziekolwiek się przeprowadzisz, zawsze zabierzesz siebie ze sobą. Jeśli nie masz poukładanych rzeczy w sobie, nie kochasz siebie, to niezależnie od tego, czy będziesz na Dominikanie, Hiszpanii, czy w Polsce, po jakimś czasie będziesz musiał stawić czoła swoim problemom”.
Pogoda i piękne krajobrazy nie rozwiążą twoich problemów. Jeśli nie pracujesz nad sobą, to przeprowadzka tego nie zmieni. Wszystko, czego nie rozwiązałeś w sobie, pozostanie z tobą, nawet jeśli po przeprowadzce poczujesz chwilową ekscytację. Na dłuższą metę, jeśli nie przepracujesz pewnych rzeczy, będziesz wciąż czuł się pusty, niespełniony, samotny. Zatem kluczowe jest, by nauczyć się kochać siebie, zaakceptować siebie, a potem niezależnie od miejsca, w którym się znajdujesz, dostrzegać i doceniać dobre rzeczy w swoim życiu. W Hiszpanii czy w Polsce zawsze znajdziesz coś, co cię zadowoli, jeśli tylko masz wewnętrzny spokój.
Przeprowadzka nie rozwiązuje wszystkich problemów. To tylko zmiana tła, dodatek do życia. Często ludzie myślą, że jeśli uciekną z miejsca, które ich nie satysfakcjonuje, to uciekną od problemów. Jednak to, co naprawdę trzeba zrobić, to zmierzyć się ze sobą, pracować nad sobą, zaakceptować siebie. Dopiero wtedy poczujesz, że życie ma sens, a miejsce, w którym mieszkasz, stanie się tylko tłem. Zamiast od razu podejmować decyzję o przeprowadzce, warto spróbować zrobić eksperyment – pomieszkać przez jakiś czas w innym miejscu. Zobaczysz, że każde miejsce może mieć swoje plusy i minusy, ale jeśli nie czujesz się dobrze ze sobą, żadne miejsce nie sprawi, że będziesz szczęśliwy. W końcu zrozumiesz, że to nie miejsce, a praca nad sobą decyduje o tym, czy życie ma sens. Zarobienie pieniędzy i przeprowadzka mogą być tylko plasterkiem na to, co realnie jest w Tobie.
Czwarty mit – Kupno luksusowych rzeczy uczyni mnie szczęśliwym
Czwórką z kolei jest przekonanie, że kupno jachtu czy drogiego samochodu uczyni mnie wreszcie szczęśliwym. Zauważam, jak technologie, takie jak YouTube, algorytmy czy Facebook, wpasowują się w tę hedonistyczną pogoń. Ostatnio rozmawiałem z przyjacielem o czymś, co nazywa się „hedonistyczną adaptacją”. To niesamowita koncepcja, która wyjaśnia wiele rzeczy. Jest to zjawisko związane z dopaminą – hormonem odpowiedzialnym za uczucie frajdy, ekscytacji i szczęścia, który wytwarza się w mózgu. Dopamina wydziela się, gdy widzimy coś, czego nie mamy, i wmawiamy sobie, że to da nam radość.
Zauważyłem, że można spróbować “oszukać” ten mechanizm, na przykład zamawiając drobne rzeczy w internecie – pierdółki za niewielkie pieniądze, np. z Allegro. To może pozwolić na chwilowe poczucie ekscytacji związanego z oczekiwaniem na paczkę, zamiast wydawania dużych sum na drogie rzeczy, jak na przykład aparat za 10 tysięcy złotych. Choć wydaje się, że nowy sprzęt zmieni nasze życie – jak zakup Sony A7-III – to prawda jest taka, że te zakupy wcale nie wpłyną na jakość zdjęć czy nagrań. Dopamina podpowiada, że to musi być coś, co odmieni życie, ale wiem, że tak się nie stanie. Mój znajomy, który nagrywa ze mną wideo, śmieje się, że mam obsesję na punkcie aparatów, ale to właśnie efekt tej dopaminowej “choroby”.
Im szybciej zrozumiesz, jak działa ta dynamika, tym mniej wydasz pieniędzy. Lepiej kupić jakąś drobnostkę, poczekać na nią, rozpakować ją, zabawić się przez chwilę, a potem poczuć satysfakcję, niż inwestować w drogie gadżety. Dopamina daje radość tylko na chwilę, a potem pojawia się kolejna chęć na coś nowego. To jak efekt serialu – dostajesz coś, cieszysz się przez moment, ale szybko wracasz do tej samej potrzeby, by zaspokoić głód nowego.
Część ludzi ma jednak znacznie większe “głody dopaminowe”. Przykład? Kupno drogich domów, mieszkań czy samochodów. Niestety, często wiąże się to z zadłużeniem. Znam osoby, które zadłużają się na kredyt, by kupić wymarzone auto, a potem, gdy przejeżdżają obok lepszego, stwierdzają, że ich samochód już nie jest taki wyjątkowy. Mózg zaczyna podpowiadać, że trzeba zmienić auto na nowsze, lepsze. I tak zaczyna się spiralne dążenie do nowych rzeczy, które wydają się być lepsze, ale wcale nie zmieniają poziomu szczęścia.
Ja sam nie odczuwam tej potrzeby, więc kiedy widzę reklamy o Porsche czy innych drogich samochodach, po prostu nie czuję żadnego “hype’u”. Jeżdżę swoim BMW, mam komfort, ale nie mam wrażenia, że to jest coś nadzwyczajnego. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby samochód dowiózł mnie do celu, wygodnie i w cieple. Inni ludzie jednak inwestują w samochody, których cena rośnie, bo chcą poczuć się “lepsi”, choć po dwóch czy trzech latach stwierdzają, że muszą mieć coś jeszcze nowszego. Zdałem sobie sprawę, że przejście z taniego auta do droższego daje chwilową satysfakcję, ale po jakimś czasie przestajesz czuć ten sam zachwyt. Kiedyś, po zakupie Jeepa Compass, poczułem, że odniosłem sukces – to była zmiana, która miała dla mnie znaczenie. Ale dziś, kiedy zmieniam auta na droższe, już tego nie czuję. Nie warto inwestować w rzeczy, które szybko tracą na wartości.
Przykład motoryzacji jest tylko jednym z wielu. Często też wyświetlają mi się reklamy drogich gitar, które kosztują 10 czy 20 tysięcy. Ale wiem, że to nie zmieni mojego życia, że to tylko przedmiot, który będzie wisiał na ścianie, bo nie poświęcę tyle czasu na graniu na gitarze, by był to warte tej ceny. Zamiast inwestować w drogie gadżety, wolę odłożyć pieniądze na emeryturę, zapewniając sobie spokojniejsze życie. Wiem, że czerpanie radości z życia nie polega na kupowaniu coraz to droższych rzeczy.
Więcej rzeczy tylko komplikuje życie. Na przykład, kiedy miałem dom w Hiszpanii i drugi w Polsce, zrozumiałem, że to podwaja moje koszty, a co za tym idzie, komplikuję sobie życie. Im więcej masz drobnych rzeczy, tym więcej czasu i pieniędzy musisz poświęcić na ich utrzymanie, a to skomplikuje ci życie. Warren Buffett często mówi, że nie ma jachtu, bo skomplikowałby mu życie. Zgadzam się z tym w stu procentach. Wydawanie pieniędzy na drogie rzeczy wcale nie zapewnia długoterminowego szczęścia, a raczej generuje dodatkowe koszty i komplikacje. Tak jest z wieloma osobami, które wydają miliony na nieruchomości i luksusowe dobra, nie zdając sobie sprawy, że wkrótce zaczną je tracić, gdy ich życie zostanie skomplikowane przez długi.
Zrozumienie tego mechanizmu to klucz do tego, by lepiej zarządzać swoimi finansami, unikać pułapek hedonistycznej gonitwy i żyć spokojniej.
Piąty mit — budowanie armii bogactwa wyłącznie dla siebie
Bycie bogatym, według mojej definicji, to posiadanie wystarczającej ilości pieniędzy, by móc pomóc swoim bliskim w razie potrzeby. Kiedy ktoś w rodzinie potrzebuje, wypisujesz czek i ratujesz życie, zdrowie czy sytuację, nie zastanawiając się nad tym. Pieniądze to narzędzie, które zapewnia bezpieczeństwo, a bogactwo to właśnie ta „armia” środków, które masz pod kontrolą. Im więcej tej armii masz i lepiej nią zarządzasz, tym jesteś bezpieczniejszy. Natomiast im częściej się jej pozbywasz, na przykład kupując rzeczy, które wyciągają z niej pieniądze, tym stajesz się bardziej zestresowany, biedny i na krawędzi. To jest moja definicja bogactwa.
Często mówi się, że prawdziwie bogata osoba nie musi wyglądać na bogatą. Wielu ludziom wmawia się, że muszą posiadać drogie rzeczy, aby udowodnić swoją zamożność. Zresztą, często słyszę komentarze, takie jak: Jest bogaty, a lata Ryanairem lub Nie wyglądasz na bogatego. W rzeczywistości prawdziwie bogata osoba nie ma potrzeby epatować swoim majątkiem. Jest nawet takie mądre powiedzenie — Jeśli jesteś biedny, wyglądaj jak bogaty, a jeśli jesteś bogaty, wyglądaj na osobę skromną i przeciętną. Prawda jest taka, że nie masz żadnych korzyści z tego, że jesteś łatwy do odczytania. Jeśli wyglądasz na bogatego, ale jesteś biedny, szybciej osiągniesz sukces, bo ludzie będą cię traktować jako osobę pewną siebie. Jednak jeśli naprawdę jesteś bogaty i zaczynasz epatować tym bogactwem, to szybko przyciągniesz osoby, które będą chciały wykorzystać cię na różne sposoby. Ludzie zaczynają planować, jak cię oszukać lub wręcz donosić na ciebie. Zatem im mniej pokazujesz swojego bogactwa, tym mniej problemów masz w życiu.
Pokazywanie bogactwa wcale nie przynosi ci korzyści, chyba że, tak jak ja, pokazujesz coś jako przykład skuteczności — na przykład wyniki sprzedaży na webinarze. Wtedy ma to sens, bo widać, że coś naprawdę działa. Jednak nie musisz nikomu udowadniać, że masz pieniądze, ani nie musisz kupować drogich przedmiotów, by potwierdzić swoją zamożność. To, co często robią firmy, to wmawiają ludziom, że muszą mieć określone rzeczy — np. domy, drogie torebki — ale to tylko część gry marketingowej. Prawdziwe bogactwo to wolność — wolność wyboru, co jeść, czym jeździć i jak się czuć. Jeśli nie masz kompleksów, to możesz jeździć średnim samochodem i czuć się dobrze. To ty sam oceniasz, co jest dla ciebie odpowiednie, a nie to, co mówią inni.
Większość osób, które poznałem, mających prawdziwe pieniądze, to zwykli, skromni ludzie, niezależnie od płci. Taki jest mój wniosek po latach obserwacji.
Szósty mit — Zarobię tyle pieniędzy, że będę bezpieczny do końca życia
To kolejny mit, który jest bardzo powszechny. Ludzie często myślą, że jeśli zarobią wystarczająco dużo pieniędzy, osiągną taki poziom bezpieczeństwa, że nic już ich nie zaskoczy. Jednak to nie do końca prawda. Oczywiście, zgromadzenie oszczędności zwiększa poczucie bezpieczeństwa, ale prawdziwe poczucie bezpieczeństwa wynika z wielu innych czynników, takich jak zrozumienie siebie, elastyczność, odporność na zmiany i umiejętność radzenia sobie z lękiem.
Człowiek z natury zawsze będzie się obawiał, że coś może pójść nie tak. I choćbyś miał oszczędności na kilka żyć, wciąż będziesz martwił się, że kryzys, niespodziewana sytuacja czy jakiś błąd w inwestycji sprawią, że stracisz swoje pieniądze. To naturalny mechanizm, który nas prowadzi. Jednak zrozumiałem po latach, że nigdy nie osiągniesz “ostatecznej” kwoty, która da ci poczucie absolutnego bezpieczeństwa. Zawsze będziesz podnosił poprzeczkę, mówiąc sobie: “Kiedy osiągnę tę kwotę, dopiero wtedy będę spokojny.” I co się dzieje? Zawsze znajdziesz nowy cel do osiągnięcia.
Z perspektywy czasu zauważyłem, że przez 20 lat nigdy nie miałem sytuacji, w której brakowało mi pieniędzy na niezbędne potrzeby. Zawsze potrafiłem sobie poradzić, miałem oszczędności, a moje życie toczyło się do przodu. Więc po co ten lęk? Po co ciągle dążyć do jakiejś kwoty, która – jak się okazuje – nigdy nie jest ostateczna?
Zrozumiałem, że prawdziwe poczucie bezpieczeństwa leży w przepracowaniu mentalnym. To nie chodzi o to, ile pieniędzy masz na koncie, ale o to, jak postrzegasz siebie i swoją sytuację. Po co więc trzymać w sobie ten lęk przez 20 lat, skoro nic się nie wydarzyło? Może lepiej po prostu żyć tu i teraz, cieszyć się tym, co masz, i mówić sobie: Jestem bezpieczny. Życie jest piękne, i teraz z tego korzystam.
Myślę, że kluczowe jest nauczenie się odpuszczania tego lęku i zaakceptowanie faktu, że życie nie jest absolutnie przewidywalne, ale to nie znaczy, że musisz żyć w ciągłym stresie. Zamiast szukać “kwoty bezpieczeństwa”, warto przepracować ten mentalny aspekt i zaakceptować, że życie jest bardziej o elastyczności, niż o zgromadzonych środkach.
Siódmy mit — Zarabiam ciężko, żeby zapewnić rodzinie bezpieczeństwo
To kolejny mit, który jest szczególnie bolesny dla wielu rodziców. Często słyszymy, jak rodzice, którzy pracują ciężko, mówią: Zarabiam te pieniądze, żeby zapewnić wam lepsze życie! – ale za tym często kryje się ukryta cena. W tym scenariuszu dzieci mogą dorastać z poczuciem, że ich rodzice robią to “dla nich”, ale zarazem tracą coś znacznie ważniejszego: czas. Czas, który mogliby spędzać z rodziną, grając w planszówki, rozmawiając o zwykłych sprawach, śmiejąc się i tworząc wspólne wspomnienia.
Często ta wymówka, że się “zabijamy, żeby wam zapewnić przyszłość”, jest formą oszukiwania siebie. W rzeczywistości pieniądze mogą ci dać poczucie bezpieczeństwa, ale nie zapewnią ci tego, czego naprawdę potrzebujesz – czasu z bliskimi. I to jest za darmo. To, jak spędzasz czas z rodziną, nie kosztuje nic, a może być jednym z najbardziej wartościowych doświadczeń w twoim życiu. Po zdobyciu odpowiedniej ilości pieniędzy dochodzimy do wniosku, że rzeczywistość jest inna. Mimo że inwestujemy w przyszłość, nie możemy zapomnieć o tym, co ważne teraz. Pieniądze, oczywiście, dają pewne poczucie bezpieczeństwa, ale nie są w stanie kupić czasu – tego cennego czasu, który warto poświęcić na tworzenie wspomnień z bliskimi.
Zgromadzanie fortuny z perspektywy 20-30-latka wydaje się sensowne, ale perspektywa 75-latka jest inna. Pytanie brzmi: czy naprawdę będziesz cieszyć się życiem, mając te pieniądze w wieku 70-80 lat, czy już wolisz cieszyć się życiem teraz, mając czas na to, co najważniejsze – bliskich, pasje, radość z drobnych rzeczy? Często przypomina mi się moment, gdy byłem na pogrzebie osoby starszej. I choć z jednej strony było to zakończenie życia, z drugiej – to wszystko, co było przedtem, nagle wydaje się nieistotne. I choć ważne jest, by coś po sobie zostawić, to nie chodzi tylko o sukcesy zawodowe czy zgromadzone bogactwo. Większość ludzi nie pamięta sukcesów zawodowych 80-latka, a raczej to, jak był z nimi, jak się śmiał, jak spędzał czas.
Prawdziwe bogactwo nie polega na pieniądzach – polega na doświadczeniach, relacjach, na radości z drobnych chwil. Na tym, jak smakuje życie, jak odnajdujesz radość w prostych rzeczach – wspólnej grze w planszówki z dziećmi, czytaniu książek, spokojnym spacerze. To jest prawdziwe bogactwo, którego nie kupisz za żadne pieniądze. Jeden z największych prezentów, które można dać rodzinie, to samodzielność. To, że nie musisz ich zabezpieczać na każdym kroku, a pozwalasz im nauczyć się, jak sami radzić sobie w życiu, jak osiągać sukcesy i czerpać radość z własnych doświadczeń.
I na koniec, to, czego sam się nauczyłem: nie trzeba być bogatym, żeby poczuć się szczęśliwym i spełnionym. Kluczem jest balans – dążenie do stabilności finansowej, ale nie kosztem “teraz”. Warto znaleźć przestrzeń na odpoczynek, na czas z rodziną, na życie, a nie tylko na zbieranie pieniędzy, bo to życie to najcenniejszy zasób, który mamy.
Dzięki za wpis. Zrobiłeś mi dzień 🙂