W 220. odcinku Podcastu Internetowych Sprzedawców opowiemy sobie o siedmiu truciznach mentalnych w Twojej głowie. Opowiem Ci o blokadach oraz chorobach naszego umysłu, które odbierają nam większość marzeń.
Zależy mi na tym, abyś nauczył się je ignorować, radzić sobie z nimi, a także działać wbrew temu, co podpowiada Ci Twój mózg. Wyjaśnimy również, dlaczego mózg czasami zachowuje się w tak dziwny sposób i dlaczego nasz umysł, zamiast nam pomagać, często nam przeszkadza.
Manipulacja emocjami
Pierwsza bardzo ważna kwestia, z którą wielu z nas ma problem, to przekonanie, że jeśli komuś odmówimy, to tej osobie będzie przykro. Często słyszymy coś w stylu: Zawiodłem się na tobie. Pamiętam, jak zacząłem intensywniej działać w mediach społecznościowych. Już wcześniej miałem odbiorców na liście mailingowej, którzy pisali do mnie maile, ale gdy zacząłem codziennie nagrywać stories i zyskiwać bardziej zaangażowaną społeczność fanów, wydarzyło się coś ciekawego. Była jedna osoba, która regularnie komentowała moje materiały, często w stylu: Wow, super, dzięki! Jednak pewnego dnia nagrałem coś, co jej się nie spodobało i napisała do mnie, że jest zawiedziona. To dało mi do myślenia.
Zrozumiałem wtedy, że posiadanie fanów, którzy ciągle cię chwalą, może być mieczem obosiecznym. Te same osoby, które mówią: Super, wow, świetnie się z tobą zgadzam, mogą w pewnym momencie toksycznie próbować wpłynąć na to, co robisz: Tego już nie nagrywaj. To uświadomiło mi, że ich pochwały mogą być próbą przejęcia kontroli nad moimi emocjami. W tamtym momencie odbyłem szybką, życiową lekcję – bez czytania książek na ten temat. Zrozumiałem, że muszę wiedzieć, co sam chcę mówić i że to ja jestem odpowiedzialny za swoją drogę.
Ludzie zawsze będą pisać, co według nich robisz dobrze, a co źle, o czym powinieneś mówić, a o czym nie. Jeśli zaczniesz się tym przejmować, przestaniesz tworzyć coś autentycznego, bo ciągle będziesz się bał ich reakcji.
I właśnie tutaj pojawia się kluczowa zasada – nie odpowiadamy za stan emocjonalny innych osób. Tak samo, jak nikt nie powinien mieć wpływu na Twój stan emocjonalny. Gdy ktoś mówi: Zawiodłem się na tobie albo Przez ciebie jestem smutny, jest to prosta manipulacja. Dlaczego? Bo nikt nie ma kontroli nad emocjami drugiej osoby. Oczywiście, jeśli się spóźnię, a ktoś powie, że jest mu przykro, mogę to zrozumieć i poczuć, że ta osoba odczuwa coś negatywnego w związku z moim zachowaniem. Ale w większości przypadków takie reakcje to zwykła manipulacja.
Jeśli komuś odmówisz i masz poczucie, że go zawiodłeś, warto nauczyć się z tym żyć. Każdy powinien sam dbać o swoje emocje. Jeżeli komuś jest przykro, bo coś zrobiłeś, oznacza to, że ta osoba nie panuje nad swoimi emocjami, a Ty nieświadomie przejąłeś nad nimi kontrolę. I to jest coś, czego należy unikać.
Potrzeba akceptacji i bycie „fajnym gościem”
Druga kwestia, którą nazywam „mentalnym rakiem”, dotyczy naszej potrzeby zdobywania akceptacji innych ludzi. Ostatnio przyglądałem się emocjom u siebie i zauważyłem, że często zgadzamy się na różne rzeczy właśnie po to, by zdobyć czyjąś aprobatę. W moim przypadku ktoś poprosił mnie o udział w wywiadzie, a ja się zgodziłem. Dopiero później zastanawiałem się, dlaczego to zrobiłem. Odpowiedź? Odezwał się we mnie „stary Mirek” – ten sprzed kilku, może nawet dziesięciu lat, który nauczył się, że aby być akceptowanym, trzeba być miłym dla innych.
Myślę, że to nie dotyczy tylko mnie. Wiele osób zostało wychowanych w taki sposób, że jeśli robili to, co od nich oczekiwano, byli chwaleni. A jeśli mieli własne zdanie, spotykali się z obrażaniem, ignorowaniem czy nawet agresją. W ten sposób zostaliśmy „wytresowani” do zgadzania się, bo wydawało nam się, że akceptacja innych daje nam poczucie bezpieczeństwa. To jednak bardzo szkodliwy schemat, którego trzeba się oduczyć, bo inaczej ciągle będziemy podporządkowywać się innym, rezygnując z własnych potrzeb i marzeń.
Oczywiście, nie mam nic przeciwko wywiadom – lubię takie spotkania i widzę w nich swoją misję. Ale chodzi o to, dlaczego podejmujemy pewne decyzje. Dziś jestem w znacznie lepszym miejscu, bo przepracowałem te kwestie, ale wciąż zdarzają się sytuacje, które muszę przeanalizować. Kiedy to robię, zauważam, że odezwało się we mnie „stare dziecko”, podświadomość, która została wytresowana, by zawsze się zgadzać. I są ludzie, którzy świetnie to wykorzystują – widzą, że zgadzasz się na coś tylko po to, by dalej być „fajnym gościem”.
Zasada jest prosta – bycie „fajnym gościem” to iluzja. Ludzie wcale nie muszą odbierać cię jako „fajnego”. Mogą po prostu myśleć, że jesteś naiwny i łatwo można coś od ciebie uzyskać. Nawet jeśli uznają cię za miłego, ty sam tego nie poczujesz – nie odczujesz tego, że jesteś „akceptowany”. To tylko etykieta, którą sobie sam stworzyłeś w głowie. Jeśli zgadzasz się na coś kosztem własnych potrzeb, o wiele bardziej odczujesz ten koszt niż satysfakcję z tego, że ktoś pomyślał: Fajny gość.
To jest mechanizm, który wynieśliśmy z dzieciństwa – zostaliśmy wychowani, a raczej wytresowani, by „żebrać” o akceptację. I właśnie dlatego podejmujemy decyzje, które są sprzeczne z naszymi potrzebami, tłumacząc to sobie w stylu: *„Muszę być miły, dobry, fajny dla innych.”* Ale tak naprawdę, jeśli działasz kosztem siebie, to tylko sabotujesz swoje życie. Zamiast realizować swoje cele, podkładasz się pod oczekiwania innych i w efekcie później cierpisz. Musisz zrozumieć ten mechanizm i nauczyć się go przełamywać, bo inaczej będziesz żył nie dla siebie, ale dla cudzych oczekiwań.
Wartość pracy a postrzeganie pieniędzy
Trzecia kwestia odnosi się do pieniędzy, a konkretnie do przekonania, że jeśli nie wezmę zapłaty za swoją pracę, to będę postrzegany jako „fajny gość”. To coś, co zaobserwowałem u mojego taty. Pracował na etacie, zajmując się remontami obrabiarek – była to specjalistyczna praca, coś w rodzaju profesjonalnego ślusarza. Często pomagałem mu w tym jako dziecko i pamiętam, że przychodzili do niego różni znajomi z prośbami: „Tu coś pan mi przyspawa, tam pan mi coś naprawi”. Tata z dumą odmawiał przyjęcia zapłaty, ciesząc się, że jest „w porządku”. Dopiero po latach zrozumiałem, że ludzie go po prostu wykorzystywali. Przynosili mu piwko jako podziękowanie, ale nigdy pieniędzy. On był z tego zadowolony, ale teraz widzę, że przeświadczenie – że niebranie pieniędzy czyni nas „lepszymi” – jest czymś, co wielu ludzi w Polsce nosi w sobie przez lata. To właśnie takie podejście sprawia, że często zaniżamy swoje ceny, nie cenimy swojej pracy i wierzymy, że jeśli zażądaliśmy wysokiej zapłaty, to inni nas odrzucą.
Z czasem zrozumiałem, że jest zupełnie odwrotnie. Jeśli ktoś się ceni i ma wyższą cenę za swoje usługi, to sygnalizuje, że wierzy w jakość tego, co oferuje. Problem pojawia się, kiedy patrzymy na pieniądze jak na coś złego albo boimy się, że ich żądanie sprawi ból klientowi. Wtedy odpuszczamy zapłatę lub bierzemy mniej, tłumacząc sobie, że to sprawia, że jesteśmy „dobrzy”. Pamiętam, jak kiedyś jedna klientka poprosiła mnie o pomoc. Rozpłakała się, tłumacząc, że nie stać jej na moją konsultację. Zlitowałem się, mocno obniżyłem cenę i jej pomogłem. Po kilku dniach, już po naszej współpracy, wygadała się, że odkłada pieniądze na wymarzony samochód i ma już całkiem niezłą kwotę oszczędności. Poczułem, że dałem się oszukać.
To była lekcja, która nauczyła mnie, że nie mogę kierować się emocjami czy współczuciem w biznesie – mam swoją stawkę, a jeśli ją obniżam, to sam na tym tracę. Biznes to transakcja. Tak samo jak firma energetyczna nie przejmuje się twoimi problemami finansowymi – jeśli nie zapłacisz za prąd, po prostu go wyłączą – tak samo ja nie mogę brać na siebie odpowiedzialności za sytuację finansową klientów. Zasady są jasne: jeśli ktoś chce skorzystać z mojej pracy, musi za nią zapłacić. Obniżanie cen czy oferowanie przysług za darmo, aby być postrzeganym jako „fajny”, to pułapka. Po pierwsze, ludzie, którzy nie płacą, często nie szanują twojej pracy. Po drugie, sam zaczynasz traktować swoje usługi z mniejszym zaangażowaniem, bo nie masz poczucia odpowiedzialności – w końcu zrobiłeś to za darmo lub za symboliczną kwotę.
Zmiana podejścia do pieniędzy jest kluczowa. Musisz zrozumieć, że pieniądze są neutralne – to po prostu środek wymiany. Krążą między ludźmi, a ich wydawanie i zarabianie jest naturalnym procesem. Branie pieniędzy za swoją pracę nie jest czymś złym, a niebranie ich nie czyni cię lepszym człowiekiem. Wręcz przeciwnie – rezygnacja z wynagrodzenia szkodzi tobie i może prowadzić do bylejakości w tym, co robisz. Dlatego warto nauczyć się cenić swoją pracę i przestać utożsamiać darmowe przysługi z byciem „dobrym człowiekiem”.
Symulacje w głowie zamiast działania
Czwarta rzecz to tworzenie symulacji w głowie zamiast działania. Ludzie mówią: Mam taki pomysł, zrobię to. Dam darmowego e-booka. Co ty o tym myślisz? A ja odpowiadam: A co cię interesuje, co ja o tym myślę? Mamy razem robić symulacje w głowie? Masz pomysł, masz tezę, że to zadziała, że jest super? To zainwestuj swój czas, środki i przetestuj. Sprawdź, czy jeśli dasz tego e-booka, ludzie zrobią to, czego oczekujesz i czy zarobisz tyle, ile planujesz.
Symulacje w głowie wyglądają mniej więcej tak: przez pięć lat wymyślasz, jak coś zadziała w twoim lejku sprzedażowym, ale nic z tego się nie dzieje. Tworzenie w głowie projekcji i wyświetlanie sobie „filmów” o tym, co mogłoby się stać, nie powoduje, że pieniądze przelewają się na twoje konto. Te symulacje możesz sobie wsadzić do kieszeni – bez względu na to, czy robisz je rok, czy pięć lat, ich wartość finansowa to 0 złotych.
Im szybciej przetestujesz swój pomysł w rzeczywistości, tym szybciej dowiesz się, czy ma on sens. Jeśli jednak tylko myślisz i nie działasz, prawdopodobnie się boisz. Te symulacje w głowie to ucieczka i prokrastynacja, które chronią przed ryzykiem porażki. Jednak dopóki nie przetestujesz swojego pomysłu, nie dowiesz się, czy działa, a unikanie działania nie zmienia niczego. Zacznij działać.
Przekonanie o spłacaniu niewidzialnego długu
Piąta rzecz, którą ostatnio zobaczyłem na jakiejś rolce, dała mi mocno do myślenia. Była to wypowiedź lekarza, który mówił o tym, że wydaje nam się, iż ciężką i intensywną pracą spłacamy jakiś niewidzialny dług, jakbyśmy musieli w ten sposób opłacać swoje istnienie na świecie. Wynika to często z braku poczucia własnej wartości w dzieciństwie. Jesteśmy uczeni, że musimy zasłużyć na swoje miejsce na ziemi, ciężko pracując – jakby samo oddychanie i życie wymagało uzasadnienia.
Lekarz ten opowiedział, że od dziecka miał takie przekonanie i przeniósł je w dorosłość. Wzruszała go zawsze historia z Kubusia Puchatka i Prosiaczka, w której mówili, że po pójściu do szkoły nie będą mieli czasu na zabawę. On sam powiedział, że zawsze będziemy mieć czas na zabawę. To go wzruszało, bo jako dziecko, a potem lekarz, żył w przekonaniu, że tylko ciężką pracą zasługuje na akceptację i uznanie. Praktycznie całe życie przepracował, zaniedbując rodzinę i relacje, bo uważał, że tylko harówka daje mu wartość jako człowiekowi. W ten sposób stracił wiele chwil, które mogłyby być przeznaczone na radość życia.
To przekonanie o konieczności „spłacania długu” bierze się z dzieciństwa, z wychowania, które uczy nas, że tylko ciężka praca zasługuje na akceptację rodziców czy otoczenia. Ale to nieprawda. Życie ma w sobie miejsce na zabawę, na rzeczy, które sprawiają nam przyjemność. Ostatnio dostałem aparat Fujifilm XT5 na urodziny. Nie zarobię na tych zdjęciach ani grosza, ale sprawia mi to frajdę. W rodzinie mamy powiedzenie: „Biedny już byłeś”. To dla mnie oznacza, że nie muszę wszystkiego robić dla pieniędzy – mogę robić coś, co po prostu daje radość.
Często jednak wciąż czujemy, że zawiedziemy rodziców czy otoczenie, jeśli nie będziemy pracować na pełnych obrotach. To przekonanie jest głęboko zakorzenione – człowiek może być świetnym specjalistą, a mentalnie wciąż pozostawać dzieckiem, które podejmuje decyzje w oparciu o lęk przed niespełnieniem oczekiwań, często rodziców, którzy już nawet nie żyją. Uświadomienie sobie, że nie musisz niczego spłacać, jest kluczowe. To, że cieszysz się życiem, patrzysz na chmury przez 30 minut, nie jest grzechem ani powodem, by ludzie mieli cię odrzucić. To właśnie esencja życia – czerpać z niego radość bez ciągłego myślenia, że trzeba na to zasłużyć.
Przejmowanie się opinią innych
Szósty „ból mózgu” to przejmowanie się tym, co pomyślą o nas inni. Ostatnio wszedłem rano na TikToka – ogólnie często tam zaglądam – i zobaczyłem komentarz: „mój ulubiony debilek Skwarek”. Ktoś wchodzi rano i wyzywa cię, a jednocześnie wydaje się, że obserwuje twoje treści regularnie. Zastanowiło mnie to, co jest z ludźmi, że cokolwiek byś nie robił, zawsze znajdzie się ktoś, kto cię zhejtuje albo obrazi.
Żyjemy w czasach, w których wiele osób rezygnuje z marzeń, bo boi się, co inni o nich pomyślą. Nie będę nagrywał, nie będę tworzył, bo co ludzie powiedzą – to myślenie paraliżuje. Ale prawda jest taka, że jeśli ktoś o tobie źle myśli, to nie dlatego, że zrobiłeś coś źle, tylko dlatego, że on myśli źle o wszystkim. I to nie jest twój problem. To są ich problemy, ich psychiczne rozterki, a nie twoje.
Jeśli ktoś poświęca większość swojego czasu na nienawiść, to musi być z nim bardzo źle – nawet fizycznie to jest dla niego niebezpieczne. Ale ja nie jestem od tego, żeby ratować takich ludzi. Jeśli masz w głowie truciznę w postaci „nie robię tego, bo co ludzie powiedzą”, to zapamiętaj jedno: ludzie mają cię generalnie w nosie. Dla jednych jesteś pretekstem do wyśmiania, dla innych – powodem do pochwały, ale żadna z tych opinii nie jest prawdziwa. Najważniejsze jest to, co ty sam o sobie myślisz.
Pomaga mi w tym jedno podejście, o którym kiedyś przeczytałem w książce wspomnień frontowych. Pytali tam żołnierza, dlaczego się nie boi, jak radzi sobie ze strachem przed śmiercią. Odpowiedział: Bo zrozumiałem, że już jestem trupem. To brutalne, ale prawdziwe. Rodząc się, masz już wyrok – nikt nie jest nieśmiertelny, to tylko kwestia czasu. Uświadomienie sobie tego daje niesamowitą wolność. Nic nie mogę stracić, bo już wszystko straciłem, kiedy się urodziłem.
Dostałem mnóstwo hejtu. Nie mówię tego, żeby się użalać – każdy go dostaje. Chcę ci tylko powiedzieć, że to w ogóle nie boli. Im bardziej ktoś próbuje cię ośmieszyć, tym większe masz zasięgi. Ci ludzie cię nie dotykają. Nawet „prezes z lasu” na TikToku, który w swoim kontencie wyzywa ludzi, mówił, że tylko raz ktoś powiedział mu osobiście: Nie lubię pana. Na co on odpowiedział: A ja mam to w nosie. Ty wiesz, że ja istnieję, a o tobie nikt nie wie. Przestań przejmować się tym, co myślą inni. To w ogóle nie jest kategoria, którą powinieneś się zajmować. Rób swoje, skup się na marzeniach i na tych, którzy doceniają twoje dobre intencje.
Brak decyzyjności
Siódma trucizna mentalna to stały brak decyzyjności, czyli niemożność podejmowania decyzji. Wynika to często z dzieciństwa, z głosów rodziców w naszej głowie, które mówią, że jeśli nie potrafisz podejmować decyzji, nie pójdziesz do przodu. Twoje życie staje się wtedy czymś w rodzaju stania na rozdrożu pomiędzy dwiema drogami, na przykład: sama firma czy etat. Ja też byłem na takim rozdrożu i nie potrafiłem podjąć decyzji, nie potrafiłem pociągnąć za spust. Jeśli zaczniesz częściej podejmować decyzje, nauczysz się tego, a z czasem, w logarytmicznym postępie, będziesz podejmować je coraz częściej.
Ja sam zacząłem ćwiczyć tę umiejętność kilka lat temu. Zaczęło mi to sprawiać frajdę. Wyjąłem to z książki, pewnie trochę to przekręcę, ale była tam zasada, że jeżeli nie potrafisz podjąć decyzji w ciągu czterech, pięciu oddechów, to nie nadajesz się na generała, nie nadajesz się na przywódcę. To mocno mnie uderzyło, więc zacząłem to testować. Okazało się, że jest w tym dużo prawdy. Lepsze są podjęte decyzje, nawet jeśli nie zostały dokładnie przemyślane, niż te, które są opóźnione o dziesięć, pięć lat, a czasem nawet o rok.
Czerp frajdę z szybkiego podejmowania decyzji. Dlaczego ludzie nie podejmują decyzji? Ponieważ brak decyzji to brak progresu. Jeśli masz 40 lat i myślisz o tym, żeby założyć własną firmę, stoisz na rozdrożu: etat czy firma. Jeśli nie podejmiesz decyzji, nic się nie zmieni. Nadal będziesz na etacie, nie rozwijając swojej firmy. Dopiero podjęcie decyzji pozwala Ci ruszyć do przodu. Podjęcie decyzji jest więc nieuniknione.
Skąd bierze się ten brak decyzyjności? Wynika to z wychowania, gdy to rodzice podejmowali za nas wszystkie decyzje. Każda nasza decyzja była obarczona opinią: Ty nic nie wiesz, nie podejmuj decyzji. W ten sposób nauczyliśmy się polegać na innych, na rodzicach. Teraz, jeśli nie wyłączysz tego głosu z głowy i nie zrozumiesz, że podjęcie decyzji to często rezygnacja z jednej opcji na rzecz drugiej, nie podejmiesz żadnego kroku. Jeśli rzucisz etat, żeby założyć firmę, stracisz korzyści z etatu. To jest umiejętność tracenia.
Nauczyłem się tego przez ostatnie lata – sztuka tracenia, sztuka rezygnowania. Czasami straciłem sporo pieniędzy – pewnie 100-200 tysięcy na różnych nietrafionych pomysłach. Czasami była to rezygnacja z pewnych rzeczy, czasami wycofanie się. Ale dzięki temu zarobiłem jeszcze więcej. Strata stała się inwestycją, bo te pieniądze nie służyły mi do życia, więc mogłem je stracić. Dużo mnie to nauczyło. To właśnie jest ta sztuka: nauczyć się żyć z porażką, ze źle podjętymi decyzjami i nie obwiniać się za nie.
Podejdź do tego z uśmiechem, traktując to jako lekcję. Kiedy poczujesz luz w traceniu rzeczy, twój mózg przestanie bać się podejmowania decyzji. Nauczysz się przegrywać, tracić, a to jest ważne, bo w szkole nie mówiliśmy sobie: Dostałeś jedynkę, super, uczysz się na błędach, uśmiechnij się, bo jutro odniesiesz sukces. Raczej słyszeliśmy: To porażka, a nie lekcja. Musimy się tego nauczyć dopiero po latach.
Podejmowanie decyzji to proces, który trzeba ćwiczyć, zwłaszcza szybkie podejmowanie decyzji. To trochę jak w filmie, gdzie bohater umówił się z samym sobą, że na wszystko będzie mówił „tak”, niezależnie od tego, czy mu się to podobało. Co się działo? Fajne rzeczy, mniej fajne, ale jakie to było ciekawe doświadczenie. Myślę, że u Ciebie, jeśli zaczniesz traktować swoje życie jak eksperyment, trochę jak film, w którym szybko podejmujesz decyzje, będzie to zupełnie inna rzeczywistość.
Zamień to w trening, bo podejmowanie decyzji to także trening. Dwadzieścia webinarów w miesiącu to nie tylko sprzedaż, to trening. Kiedy idziesz na crossfit, ćwiczysz mięśnie, a tu ćwiczysz sprzedawanie, tu podejmowanie decyzji. Wszystko jest treningiem. Kiedy zaczniesz traktować życie jako proces treningowy, a decyzje jako jego część, zobaczysz, jak wszystko zacznie wyglądać inaczej.
Wierzę, że uda się usunąć te mentalne trucizny z Twojej głowy, zakleić je plastrem i gumkować, a wtedy będzie o wiele lepiej.