W 219. odcinku Podcastu Internetowych Sprzedawców postanowiłem opowiedzieć o tym, jak zmieniały się moje sposoby planowania celów na przestrzeni około 20 lat. Nie wiem, na jakim etapie testowania różnych metod planowania celów Ty się znajdujesz, szczególnie jeśli chodzi o osiąganie ponadprzeciętnych wyników.
Dla mnie ostatnie dwa lata były ogromnym skokiem w realizacji różnych przedsięwzięć, zarówno finansowych, jak i związanych z innymi obszarami, np. zasięgami czy napisaniem książek. Dzięki temu, że udało mi się zrealizować tak wiele, postanowiłem przeanalizować swoje metody planowania, bo zauważyłem, że niektóre rzeczy, które kiedyś wyczytałem w książkach – jak np. metodologia SMART, według której cele powinny być konkretne i mierzalne – niekoniecznie miały kluczowy wpływ na ich osiągnięcie. Przez lata przeczytałem mnóstwo książek i słuchałem różnych mówców motywacyjnych, ale okazało się, że wiele z teorii w praktyce nie działa tak, jak obiecywano. Najważniejsza lekcja, jaką wyniosłem z tego doświadczenia, to prostota – upraszczanie wszystkiego uważam za najlepszy sposób na szczęśliwe życie i szybsze osiąganie celów. Im bardziej coś komplikujesz, tym trudniej jest to zrealizować.
Prostota i codzienne przepisywanie celów
Pierwsza bardzo ważna lekcja to zrozumienie, że wystarczy kilka prostych celów. Mam mały zeszyt, w którym zapisuję swoje cele i staram się je przepisywać codziennie. To jest jedna z moich codziennych rutyn. Od razu jednak powiem, że nie zawsze mi się to udaje – bardzo się staram, ale mój mózg nie lubi powtarzać w kółko tych samych czynności, nawet jeśli są one proste.
Często się zastanawiam, co siedzi w głowie człowieka, że nie jest w stanie poświęcić trzech minut, żeby przepisać swoje cele. Samo to, że widzę ten zeszyt – to malutki zeszyt, w którym zapisane są moje cele – już przypomina mi o tym, co chcę osiągnąć. Nawet jeśli nie przepisuję ich codziennie, wiem, co w nich jest. Ale polecam przynajmniej na jakiś czas codzienne przepisywanie celów – to pomaga je utrwalić w pamięci. Jeśli rano spojrzysz na swoje cele albo przepiszesz je ręcznie, angażując swoje ciało, to może to ustawić cały dzień w taki sposób, że staniesz się bardziej produktywny.
Uważam, że kilka prostych celów jest znacznie lepsze niż długa lista, np. 20 celów na rok. Dlaczego? Bo bardzo prostym sposobem na to, żeby być nieszczęśliwym i ciągle niezadowolonym, jest nakładanie na siebie zbyt wielu rzeczy. To prowadzi do wypalenia i sprawia, że trudno te cele w ogóle osiągnąć. Przypomina mi się przykład ze szkoleń, które kiedyś prowadziłem – to było jakieś 20 lat temu, gdy robiłem ich znacznie więcej. Pamiętam sytuację, w której na 30 osób uczestniczących w szkoleniu 20–30 napisało mi świetne opinie, np. oceny 4,9 albo 5, z pochwałami typu „super szkolenie”. Ale wystarczyła jedna osoba, która dała ocenę 3 i napisała, że coś było źle, żebym przez kilka miesięcy żył tą jedną opinią, całkowicie ignorując te pozytywne.
Nasz mózg tak działa – wybiera z otoczenia rzeczy negatywne, bo jego zadaniem jest chronić nas przed problemami. Czytałem kiedyś, że 80–90% myśli, które pojawiają się w ciągu dnia, to myśli negatywne. Mózg skupia się na traumach, dramach i trudnościach, bo w ten sposób nas zabezpiecza.
Jeśli nauczysz się ograniczać liczbę swoich celów i poczujesz, że masz nad nimi kontrolę, Twój komfort psychiczny się poprawi. W moim przypadku zmniejszenie liczby celów bardzo pomogło – poczułem większy spokój i kontrolę, a dzięki temu szybciej je realizowałem.
Rola dyscypliny i codziennej rutyny
Druga ważna rzecz to zrozumienie, że cele bez codziennej rutyny, dyscypliny i jasno określonych codziennych czynności są tylko mrzonką, która skończy się w połowie stycznia. Musisz mieć świadomość, że za te cele trzeba zapłacić – wykonać konkretną pracę. Samo zapisanie celów, bez działania, nie przyniesie efektów. Znam mnóstwo osób, które ciągle mówią o tym, co chcą osiągnąć, ale nie robią nic, albo robią zbyt mało, żeby cokolwiek zrealizować. Mają pięknie zapisane cele, ale na tym się kończy.
Cel to mapa, na której zaznaczasz miejsce, do którego chcesz dotrzeć. Ale jeśli nie zatankujesz samochodu, nie wsiądziesz za kierownicę, nie dotkniesz kierownicy i nie zaczniesz jechać pierwszego, drugiego czy trzeciego kilometra, to co z tego, że masz tę mapę? Co z tego, że zaznaczyłeś na niej cele swojego życia, skoro nie podjąłeś żadnych działań?
Pamiętaj, że cel na mapie to tylko wskazówka, kompas, który ma cię prowadzić. Nie jest to coś, czym masz żyć każdego dnia – masz działać, żeby do niego dojść. Tworzenie dyscypliny jest kluczowe. Przykładowo, jeśli chcesz mieć duże zasięgi na TikToku, musisz codziennie nagrywać np. trzy TikToki. To tak, jak w znanym dowcipie o człowieku, który modlił się do Boga, żeby wygrać w totolotka. Po dziesięciu dniach modlitw Bóg zdenerwował się i odpowiedział: Przynajmniej wyślij ten kupon!
Tak wiele osób traktuje rozwój osobisty w podobny sposób – zapisują cele, ale nic nie robią. Kupują kolejną książkę o motywacji i osiąganiu celów, ale nie wdrażają żadnych działań. Jeśli chcesz mieć duże zasięgi na TikToku, musisz każdego dnia nagrywać te trzy TikToki. Nagrywanie przez tydzień jeszcze jakoś da się wytrzymać, ale większość ludzi na tym etapie się poddaje. Wtedy cele stają się tylko oszukiwaniem siebie.
Najważniejsze jest nie tylko zaplanowanie pracy, ale również jej wykonanie. Musisz wprowadzić konkretne działania do swojej codzienności – np. Codziennie nagrywam trzy TikToki albo Raz na trzy dni piszę post. Kluczem jest wytrwałość. Ludzie często nie mają problemu z planowaniem, ale największą trudnością jest po prostu wykonanie pracy.
Filozofia Kaizen i małe kroki do sukcesu
Trzecia rzecz to filozofia Kaizen. Nie jestem wielkim znawcą tej filozofii – nie czytam setek książek na jej temat, bo jest to tak prosta koncepcja, że można ją streścić w kilku zdaniach. Kaizen opiera się na małych krokach, które z czasem prowadzą do ogromnych zmian. To jak z malutkimi kroplami wody – na początku są niepozorne, ale z czasem ich efekty mogą przypominać potężne tsunami. Podobnie jak w dawnych torturach chińskich, gdzie mała kropla spadająca na czoło z czasem staje się nie do zniesienia – tak samo drobne, codzienne czynności mogą w końcu przynieść spektakularne efekty.
Przykładowo, od około 600 dni codziennie piszę krótkie podsumowania. Początkowo ich zasięg był niewielki – trafiały do 2, 3 czy 5 tysięcy osób. Nie były to imponujące liczby. Jednak z czasem, dzięki regularności i dodatkowemu działaniu, jak publikowanie rolek na moim fanpage’u (np. trików na iPhone’a, które osiągały zasięgi nawet do 200 tysięcy), coś zaczęło się zmieniać. Teraz te moje podsumowania trafiają do 50, a nawet 70 tysięcy osób. To właśnie efekt Kaizen – regularne działanie, które na początku może wydawać się niewielkie i nieistotne, po pewnym czasie przynosi niesamowite rezultaty.
Dlatego nie warto rzucać się od razu na wielkie zmiany. Zacznij od małych kroków, np. od decyzji, że trzy razy w tygodniu pójdziesz na trening. Jeśli to wydaje się zbyt dużo, zacznij od czegoś jeszcze prostszego – np. 15-minutowego spaceru trzy razy w tygodniu. Takie małe kroki, które na początku mogą się wydawać wręcz śmieszne, z czasem zaczynają działać i przynoszą efekty.
Pamiętam, jak pewnego dnia moja córka, która odwiedziła nas w Calpe, poszła ze mną na spacer promenadą. Znajdują się tam proste urządzenia do ćwiczeń – takie bardziej dla dzieci czy emerytów. Jednym z nich był rowerek bez obciążenia, na którym kręci się pedałami. Córka śmiała się, że to zabawa bez wysiłku. Zrobiłem więc eksperyment – ustawiliśmy minutnik na 10 minut i zaczęliśmy pedałować. Okazało się, że już po 8 minutach zaczęliśmy czuć mięśnie brzucha. To jest właśnie Kaizen – drobne, niepozorne działania, które z czasem robią różnicę. Zrozumiałem, że nie ma sensu szaleć i rzucać się na wielkie zmiany, bo mamy czas. Wprowadzanie małych czynności, które stopniowo zmieniają życie, to jedno z moich największych odkryć.
Regularne podsumowania
Czwarta rzecz to regularne podsumowania – tygodniowe lub dzienne. Polecam jednak, aby raz w tygodniu znaleźć moment, by poświęcić około 10 minut na podsumowanie swoich działań. Wystarczy kartka papieru i chwila refleksji nad tym, jak realizujesz cele, które sobie wyznaczyłeś.
Przy okazji zachęcam, aby zamiast planowania celów na cały rok, spróbować ustalać je na krótsze okresy, np. 90 dni. Dlaczego? Kiedy planujemy cele na 12 miesięcy, często okazuje się, że większość działań i tak wykonujemy w ostatnich tygodniach roku, czyli w listopadzie i grudniu. Tak funkcjonuje większość z nas – odkładamy rzeczy na później i działamy dopiero pod presją czasu. Jeżeli jednak zaplanujesz swoje cele na 90 dni, zmusisz się do szybszego działania. Przy krótszym terminie łatwiej jest utrzymać motywację i nie odkładać wszystkiego na później. Dodatkowo regularne tygodniowe podsumowania pozwolą ci monitorować postępy. Sprawdź, jak blisko jesteś realizacji celu – czy idzie to w dobrym tempie, czy może trzeba zwiększyć wysiłki. Dzięki temu możesz szybko reagować i dostosowywać swoje działania, zamiast czekać na koniec okresu.
Samodyscyplina i regularność w realizacji celów
Piąta rzecz, moje potężne odkrycie, to znaczenie samodyscypliny i regularności. Moja dyscyplina polega na tym, że obecnie prowadzę ponad 20 webinarów miesięcznie. Ostatnio, jadąc w Indonezji, uświadomiłem sobie, że od 2015 roku – czyli przez ostatnie 10 lat – regularnie prowadzę kilka webinarów tygodniowo, bez przerwy. Jeżeli masz wielkie cele, musisz połączyć je z codzienną rutyną, na przykład prostymi czynnościami w stylu Kaizen, które przynoszą stopniowe, ale trwałe efekty. Taka rutyna tworzy infrastrukturę pozwalającą ci wykorzystać nadarzające się okazje.
Przypomina mi się rozmowa z dwiema znajomymi pod koniec grudnia. Jedna mówiła, że planuje cele z zespołem na cały rok, a druga pytała, jak wyglądają moje plany. I wtedy zdałem sobie sprawę, że największe pieniądze w swoim życiu zarobiłem dzięki sytuacjom, których w ogóle nie planowałem. Były to nieoczekiwane okazje, sytuacje „czarnych łabędzi”, które pojawiły się nagle. Dzięki temu, że przez lata wypracowałem systematyczność – regularnie prowadziłem webinary i nabywałem niezbędne umiejętności – mogłem szybko reagować, tworzyć nowe webinary, nowe produkty i efektywnie korzystać z nadarzających się okazji. W takich momentach przeważnie zbierałem największe zyski.
To nauczyło mnie, że samo planowanie to za mało. Owszem, planuj cele i trzymaj się ich, ale zostaw sobie margines na nieoczekiwane sytuacje. Taka elastyczność pozwala reagować na zmieniające się okoliczności. Jeśli zbyt mocno uwierzysz w książki, które mówią, że wszystko da się zaplanować, możesz przegapić okazje, bo nie będziesz na nie przygotowany. Kluczowe jest połączenie dwóch rzeczy: dyscypliny planowania i realizacji celów oraz posiadania infrastruktury, umiejętności i kompetencji, które umożliwiają szybką reakcję na nowe sytuacje. To właśnie taka kombinacja pozwala osiągnąć prawdziwy sukces.
Praca nad charakterem
Szósta rzecz, o której warto pamiętać, to konieczność pracy nad charakterem. Cele i ciężka praca są ważne, ale jeśli nie masz silnego charakteru, to nawet najlepiej zaplanowane działania niczego nie zmienią. Charakter to zdolność dotrzymywania słowa – zarówno wobec innych, jak i wobec siebie. Jeśli nie potrafisz być konsekwentny, jeśli łamiesz własne postanowienia, takie jak regularne ćwiczenia czy inne cele noworoczne, to jak możesz oczekiwać sukcesów w biznesie czy życiu? Brak dyscypliny to kolejny poziom oszukiwania samego siebie.
Praca nad charakterem wymaga treningu. Przykładem jest podnoszenie ciężarów. To czynność, która niesie wiele korzyści, również psychicznych. Każde udane podniesienie ciężaru to mały sukces. Twój mózg odbiera to jako dowód, że Ci się udało. Pomyśl, jak często w ciągu dnia słyszysz w swojej głowie ten komunikat: Udało mi się. Jeśli ciągle ponosisz porażki albo nie kończysz tego, co zacząłeś, twój mózg zaczyna w to wierzyć – wpada w schemat porażki.
Dlatego musisz go wytrenować, zaczynając od małych sukcesów, zgodnie z filozofią Kaizen. Osiągając drobne zwycięstwa, tworzysz w sobie nawyk sukcesu. Wypracowany w ten sposób charakter i wytrenowany mózg będą twoim wsparciem w biznesie, życiu i realizacji większych celów. Zachęcam, by szukać miejsc i okazji do osiągania sukcesów poza głównym nurtem twojej działalności. Mogą to być hobby, sport, czy codzienne drobne wyzwania. W ten sposób przyzwyczajasz siebie do myśli, że sukces jest osiągalny. Twój wytrenowany mózg będzie bardziej skłonny uwierzyć w możliwość realizacji większych, ambitnych celów – także w biznesie.
Rola finansów i sensu w życiu
Siódma rzecz to tekst, który przeczytałem na Threads. Ktoś zupełnie nieznany napisał coś takiego: Jeżeli uważasz, że zarobiłeś większe pieniądze i masz wolność finansową, i wydaje Ci się, że wygrałeś, to możesz być w błędzie. Prosty tekst, ale bardzo prawdziwy. Jeżeli uważasz, że masz więcej pieniędzy niż ja i dzięki temu uważasz, że wygrałeś, to jesteś w błędzie. I jest w tym dużo prawdy, bo problem w tym, że większość osób, które osiągną to, co wydaje się być celem, prawdopodobnie zrozumie, że to wcale nie jest koniec gry.
Prosty przykład: napisał do mnie jeden z klientów, który osiągnął marzenie większości osób – doszedł do miejsca, które wielu uznaje za „wygraną” w życiu. Porównując życie do gry, niektórzy mają takie szczęście, że szybko wygrywają. Problem polega na tym, że po osiągnięciu tego sukcesu zostają sami, czekając na innych. Osiągając stabilność finansową, możesz odkryć, że tracisz najpiękniejszą rzecz w życiu – sens. Musisz go odbudować na nowo.
Dlaczego o tym mówię? Ponieważ wiele osób stawia przed sobą głównie cele finansowe, co jest okej, bo przynajmniej masz miernik postępu. Jednocześnie chciałbym cię przestrzec. Jeżeli nie uda ci się osiągnąć tych celów finansowych, to masz przynajmniej coś prostego, co rozumiesz – masz cel finansowy, który cię motywuje. Podnosisz poprzeczkę, dążysz do jej realizacji i jeśli nie osiągasz celu, przekładasz go na kolejny rok, ale masz coś, co cię ciągnie do przodu. Problem pojawi się wtedy, gdy naprawdę zarobisz pieniądze. Czasami te cele mogą cię przeskalować, co jest bardziej problemem niż rozwiązaniem. Na przykład, planowałeś zarobić milion, a zarobisz 10 milionów. Wtedy musisz bardzo szybko zbudować nowy fundament, ponieważ zaczynasz rozumieć, że zarobienie bardzo dużych pieniędzy to nie jest końcowy cel. Jest to nagroda, ale w pewnym momencie trzeba znaleźć nowe cele, bo wszystko, co dotąd robiłeś, zaczyna tracić sens.
To jakbyś przeszedł grę i ktoś ci powiedział, że nie możesz w nią już więcej grać. To mogłoby cię bardzo zasmucić. Miałem klienta, który napisał do mnie, że ma już kilka nieruchomości, zabezpieczył się finansowo i doszedł do miejsca, w którym ludzie chcą być. Jednak stwierdził, że się nudzi i chce znów coś budować. Potrzebował celu. Dziś czytałem artykuł o amerykańskim pięściarzu, który kupił 4 tysiące nieruchomości, które będzie wynajmował. Ludzie pisali, że już jest zabezpieczony na całe życie.
Wyobraź sobie, że wpływa na twoje konto 10 milionów złotych miesięcznie. Co by się stało z twoim życiem? Jeśli to, co robisz – na przykład prowadzenie firmy, rozwój, nagrywanie podcastów, pisanie – sprawia ci przyjemność, to czy musisz przestać to robić, bo masz już na koncie 10 milionów złotych? Większość ludzi pomyślałaby: Po co pracować, skoro mam już więcej pieniędzy niż potrzebuję? Komfort finansowy może wówczas ujawnić, że tak naprawdę w życiu chodzi o coś więcej niż tylko pieniądze. Dlatego ważne jest, abyś miał świadomość, że cele finansowe, chociaż są istotne, nie powinny być jedynym celem w życiu. Musisz też wiedzieć, co cię naprawdę cieszy.
Cele to tylko mapa, ale podróż – droga do celu – jest równie ważna, a może nawet ważniejsza. Przykład z życia: z córką uwielbiamy grać w planszówki. Na święta kupiliśmy sobie grę – Piraci z Maracaibo – prezent, który był pretekstem do wspólnego spędzenia czasu. Tak naprawdę prawdziwym prezentem był czas, który spędziliśmy razem. Grając, mamy frajdę z samego procesu – rozkładania planszy, dochodzenia do wyników, wygrywania i przegrywania. Osoba, która osiągnie sukces finansowy, przypomina kogoś, kto uwielbia grać w grę, ale z chwilą, gdy wygra, zostaje jej odebrana możliwość grania. A przecież chce dalej grać. Tak samo w życiu – sukces finansowy nie oznacza końca. Ważne jest, by znaleźć radość w samej drodze, w procesie. Osiąganie celów nie powinno być celem samym w sobie, ale częścią większej układanki, w której liczy się cała podróż, a nie tylko meta.
Cieszenie się drobnymi przyjemnościami
Ósma rzecz to moje ostatnie odkrycie, które jest bardzo proste. Tworzę sobie w notatniku listę małych rzeczy, które chcę zrobić i które sprawiają mi frajdę. Nie są to rzeczy dochodowe, a raczej takie, które po prostu dają przyjemność. Na przykład, chcę pobawić się moim Fujifilm XT-5 i spróbować street fotografii tutaj w Calpe albo pojechać do Altei, założyć słuchawki i przesłuchać cały album, który sobie wybrałem.
Zapisuję takie proste rzeczy, które sprawiają mi radość i dają zabawę. Nie muszą one być związane z zarabianiem kolejnych milionów. Chodzi o to, żeby dzięki milionom, setkom tysięcy czy dziesiątkom tysięcy, które dały ci zabezpieczenie, móc cieszyć się tym, co masz. Zamiast ciągle martwić się o to, czy zarobisz kolejne pieniądze, warto nauczyć się cieszyć czasem i wolnością, które pieniądze ci dają.
Elastyczność i gotowość na nieoczekiwane okazje
Dziewiąta rzecz to podsumowanie, które, według mnie, pokazuje, czego ludzie często nie wiedzą o celach. Jak już wspominałem, czasami cele będziesz osiągał bardzo wolno, a czasami te cele przeskalują się na poziom, którego się nie spodziewałeś. Osiągniesz cele o wiele większe niż zaplanowałeś i to jest jak najbardziej naturalne i normalne.
Jeżeli osiągasz cele zbyt wolno, to w porządku – to może być po prostu twoje DNA. Uczysz się czegoś nowego, rozwijasz się. Pamiętaj, że jeżeli przez pięć lat nie możesz osiągnąć swoich ambitnych celów, to w tym czasie stałeś się o wiele silniejszą osobą, która jest coraz bliżej ich realizacji. Tworzenie ambitnych celów bez założenia, że przykryjesz je ciężką pracą, tak naprawdę nie ma większego sensu. Jeżeli lubisz się oszukiwać, mogę nagrać podcast o tym, jak ludzie oszukują siebie. Jednym z najczęstszych sposobów jest zapisywanie celów, a potem nic z nimi nie robić. Pamiętaj, że cel bez egzekucji to tylko mrzonka, którą zapisujesz na kartce papieru.
Ciągłe skalowanie dla samego skalowania nie ma sensu. Pamiętam, jak kilka razy uderzyło mnie pytanie, które często zadaje w podcaście Żurnalista – Gdzie widzisz swoje maksimum? Czasami dochodzisz do swojego maksimum i siłą rzeczy jest to, żeby to utrzymać i wytrwać. Cele finansowe to jakiś miernik, który pokazuje, czy robisz postępy – to jak kilogramy na sztandze, sprawdzając, czy się rozwijasz. Ale dochodząc do swojego maksimum, musisz nauczyć się żyć z tym że jest dobrze, że osiągnąłeś cel i teraz jest stabilnie. Oczywiście, sky is the limit, ale czasami nawet Elon Musk osiąga to maksimum i wtedy musi się zatrzymać. Ważne jest, aby mądrze skonsumować to, co się udało osiągnąć. Mądrze, ze szczerością musisz sobie przyznać, że teraz jest to miejsce, w którym czujesz się dobrze i będziesz się rozwijał w innych obszarach życia, nie tylko finansowego.
To piękne, jak z wiekiem zmienia się nasza perspektywa, jak człowiek jest plastyczny, jak często sam siebie zaskakuje. Z wiekiem odkrywasz nowe możliwości, nowe radości. Trzeba zrozumieć, że jesteś w miejscu, w którym jest ci bezpiecznie, jesteś gotowy na kolejne poziomy, ale czasami trzeba po prostu umieć być w miejscu, gdzie jest dobrze, gdzie siłą jest utrzymanie tego, co osiągnąłeś, niż na siłę próbować wejść na wyższy poziom, ryzykując utratę tego, co już masz.
Prostym przykładem mogą być takie firmy jak Facebook, YouTube, Google. Te firmy cały czas się rozwijają, bo inwestorzy tego pilnują i muszą widzieć progres, ale czasami najbezpieczniejsze dla nich jest to, żeby nie ryzykować bez sensu. To także jest siła – umieć poskromić swoje ego i skonsumować to, co udało się osiągnąć.
Piękne jest także łączenie pracy i dyscypliny z okazjami, które nazywamy szczęściem. Musisz zrozumieć, że szczęścia nie zaplanujesz. Czasami możesz trafić na okazję tylko raz w życiu, na przykład inwestycję w supernieruchomość, ale jeśli wcześniej nie pracowałeś i nie odłożyłeś pieniędzy, nie skorzystasz z tej okazji. Przygotowanie, ciężka praca i moment, w którym nadarzy się okazja, są ze sobą powiązane. I to jest szczęście, które pojawi się wtedy, gdy twoje linie przygotowania i ciężkiej pracy połączą się z okazją.
Dlatego musisz mieć świadomość, że elastyczność, umiejętność twardego planowania, powtarzania celów codziennie, a także gotowość, by wykorzystać pojawiające się okazje, jest kluczowa w planowaniu swoich celów.
Wierzę, że pomogłem Ci spojrzeć na planowanie i cele z szerszej perspektywy. Życzę Ci w 2025 roku radości z osiągania dużych celów oraz z tych małych rzeczy, które dają ogromną frajdę.